niedziela, 15 września 2013

Nagrobek 14

Czujesz ten ciężar? Tylko on cię uskrzydla.

~ Pih, „Powrócisz"
~ * ~
Pachniało deszczem. Złapałam się na tym, że dwa czy trzy razy wciągnęłam mocniej powietrze przez nos, aby zapamiętać dokładniej ten zapach. Tak rzadko go w końcu doświadczałam. Jeśli w Durmstrangu cokolwiek spadało na ziemię, to był to albo śnieg, albo rzeczy, które chłopaki wyrzucali dla zabawy swoim kolegom z okien.

Okolica należała do spokojnych miejsc. Znajdowało się tu tylko parę domostw, może z osiem czy dziewięć, i w większości musiały być one w posiadaniu czarodziei – nie wyobrażam sobie, aby tak szanowana rodzina jak Malfoyowie zamieszkała na mugolskim osiedlu. Jedynymi osobami, jakie spotkaliśmy ze Scorpiusem na swojej drodze, była miło uśmiechająca się do mnie staruszka niosąca ze sobą koszyk, z którego wystawała głowa żywo zainteresowanego światem kota, oraz około dwudziestopięcioletni chłopak z burzą brązowych loków na głowie. Ten ostatni podniósł pogodnie rękę w kierunku Scorpiusa na przywitanie, a jego kąciki ust uniosły się delikatnie. W odpowiedzi mój towarzysz przytaknął jedynie na jego zabiegi krótkim i zdecydowanym ruchem głowy, a pod nosem mruknął:

 – Parszywy mugol.

To było pierwsze zdanie, które zostało wypowiedziane podczas naszego spaceru. Okey, może wypowiedź Scorpiusa nie zawierała nawet czasownika, ale ja miałam niemały powód do dumy. Nikt nie mógł mi zarzucić, że szłam z zupełnej ciszy!

Milczenie, które zawisło pomiędzy mną i chłopakiem, było krępujące, ale podejrzewałam, że nie mniej niż ewentualna rozmowa, która mogłaby się między nami utworzyć. Wolałam, abyśmy nie próbowali przerywać ciszy, bo wątpiłam, byśmy mieli w jakiejkolwiek kwestii te same zdania. Różniliśmy się i nie miałam co do tego żadnych wątpliwości, choć z wyglądu można nas nawet uznać za rodzeństwo: cechował nas podobny kolor włosów (choć kosmyki Malfoya mimo wszystko zdawały się jaśniejsze), taki sam prosty nos, blada karnacja i wysoki wzrost.

Zamiast zastanawiać się nad adekwatnymi tematami do rozmowy, zaczęłam dalej wdychać świeże powietrze, porównując zapach deszczu do świeżo skoszonej trawy i dopiero co rozpakowanej czekolady miętowej z cukierni na Ukrytej. Naprawdę żałowałam, że w Durmstrangu przez większą część roku padał śnieg. Zdecydowanie bardziej wolałabym deszcz; biały puch zdążył mi już dawno zbrzydnąć. Chyba trochę racji miał ten, kto powiedział kiedyś, że zawsze pragniemy rzeczy odwrotnych niż te, które posiadamy.

 – Z garami* jesteś bardziej rozmowna – odezwał się nagle Scorpius, prezentując mi swój cyniczny i ironiczny ton głosu. Kiedy do mnie mówił, nie spojrzał nawet w moją stronę, a jedynie wbił wzrok w jakiś element rysujący się kilkanaście metrów przed nami.

 – Mamy wspólne tematy – zauważyłam grzecznie, próbując nie odpowiadać tym samym tonem co mój rozmówca.

 – Gotowanie? – prychnął śmiechem Malfoy, kopiąc z całej siły Merlinowi ducha winny i leżący na drodze kamień. – Ach, przepraszam, zapomniałem! W końcu ty jesteś reprezentantką i pierworodny gar nad garami również nim jest! Może więc porozmawiajmy o Turnieju Trójmagicznym? – zasugerował złośliwie, wreszcie spoglądając w moją stronę.

 – Błaźnisz się. Twoje zaczepki są naprawdę żałosne. – Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nie byłam dobra w ripostowaniu. A szkoda, bo teksty Malfoya nie były najmocniejsze.

– Oj, kochanie, ja nie chcę się wdawać z tobą w żadną kłótnię. Chcę tylko o czymś porozmawiać. To zakazane?

 – Na razie nie pokazujesz, że chciałbyś pogadać – odparłam trafnie, przygryzając dolną wargę.

 – Jesteś po prostu słabym obserwatorem – zaśmiał się pod nosem. – Na przykład nie zauważasz, że prowadzę cię właśnie w kierunku lasu. Nikogo tu już nie ma, zapada zmrok. Jak myślisz, po co to robię? – uśmiechnął się pod nosem. Zmarszczyłam lekko brwi i rzeczywiście zauważyłam, w jaką stronę się kierujemy. Powstrzymałam się od obejrzenia za siebie, aby sprawdzić, czy zgodnie ze słowami chłopaka nikt za nami nie idzie. W sumie nie miałam powodów, aby zacząć się bać. Byłam pełnoletnią czarownicą i miałam zupełne prawo używać czarów. W tym rąbnąć jakimś zaklęciem kogoś, kto na to zasługiwał.

 – Idziemy po prostu przed siebie, bo twoi rodzice kazali ci wyjść, a ty ich posłuchałeś, Malfoy – mruknęłam, choć mimowolnie sięgnęłam do kieszeni… Ach, właśnie! Nie miałam kieszeni.

Nie miałam różdżki. Została w płaszczu.

Wtedy spanikowałam.

Zatrzymałam się nagle w połowie drogi i przez moment wahałam się, co mam zrobić. Moje mieszane odczucia nie uszły uwadze Scorpiusa.

 – Wiesz, jak się boisz, to szklą ci się oczy i puszą włosy. To drugie powinno się chyba objawiać, jak się zdenerwujesz, prawda? – spytał chłopak. Przeklinałam się w tym momencie w duchu, że nie wzięłam ze sobą różdżki. Ale z drugiej strony, gdzie miałam ją trzymać? W zębach? Jednak szkolne szaty były pod tym względem praktyczne – miały duże kieszenie po bokach.

Nie odpowiedziałam na durną zaczepkę chłopaka, a jedynie odwróciłam się na pięcie i zrobiłam krok do przodu.

 – Hola, hola, ja jeszcze nie skończyłem. – Poczułam silne szarpnięcie do tyłu. Malfoy złapał mnie za koszulę i pociągnął w swoją stronę, przez co straciłam równowagę, i tylko jakimś cudem uchroniłam się od upadku. Kiedy chłopak zacisnął dłoń na materiale, uchwycił też trochę moich włosów, które teraz nieświadomie wyrwał, sprawiając mi ból. Syknęłam w odpowiedzi i spojrzałam na blondyna, który trzymał mnie za koszulę niczym za kark i wpatrywał się we mnie szarymi tęczówkami jak opętany.

 – Malfoy, pu…

 – Spokojnie, chciałem cię tylko nastraszyć – zaśmiał się chłopak i byłam wręcz przekonana, że musiałam wyglądać tak, jakbym zobaczyła w tej chwili tuzin dementorów. Scorpius puścił materiał i ułożył swoją rękę wzdłuż ciała.

 – Wcale się nie bałam. Wiedziałam, że mi nic nie zrobisz – odparłam, siląc się na twardy ton głosu. Nie potrafiłam jednak kłamać.

 – Tak, tak. Doskonale o tym wiem – potwierdził moje słowa Malfoy i, jak gdyby nigdy nic, ruszył ni to wolnym, ni szybkim chodem w kierunku domu. Prędko do niego dołączyłam.

Drogę powrotną pokonaliśmy w ciszy. Znów tej krępującej, ale i znów zdecydowanie lepszej od rozmowy. Kątem oka zauważyłam, że co jakiś regularny czas Scorpius uśmiecha się ironicznie pod nosem, jakby przygotowywał dla mnie jakąś złośliwość. Okey, mogłam się przyznać. Wtedy pod lasem rzeczywiście miałam czarne myśli, kiedy dotarło do mnie, że moja różdżka leży teraz w kieszeni płaszcza.

Gdy wchodziliśmy już na teren posiadłości Malfoyów, odetchnęłam z ulgą. Kończyłam ten spacer z przyjemnością, woląc powrócić do nudnego wsłuchiwania się w rozmowę mojego taty i ojca Scorpiusa. Wytarłam jeszcze starannie nieswoje buty o wycieraczkę i weszłam do holu, aby ściągnąć je z nóg. Były mi całkiem dobre, nie mogłam na nie narzekać. Wręcz nie zauważałam tego, że są o pół rozmiaru za duże.

W końcu ściągnęłam też z siebie grubą flanelową koszulę. Dopiero w zamkniętym pomieszczeniu poczułam, że pachnie silną, ale całkiem ładną wodą kolońską. Zapachy męskich perfum mogłam już oceniać zawodowo. Czułam je na korytarzach Durmstrangu od najmłodszych lat.

  Jak już wrócisz do Durmstrangu, pozdrów ode mnie rdzawego gara  – mruknął jeszcze w moim kierunku Scorpius, zanim weszliśmy do jadalni. – Przed moim piątkowym opuszczeniem Durmstrangu, zorganizowałem jej pożegnalną grę terenową po zamku „Odnajdź swoje podręczniki”, żeby nie tęskniła za mną przez weekend. Z początku nie myślałem, że ona będzie na serio szukała tych książek; sądziłem, że pobiegnie ze skargą do swojego tatusia. Ale sprawiła mi miłą niespodziankę. Możesz dodać, że za ten ubaw będę jej wdzięczny do końca życia – dodał wrednie, schylając się lekko nad moim uchem. Nie miałam pojęcia, że Lily w piątek miała przez Malfoya zaplanowane popołudnie. Zresztą mój piątkowy wieczór został zarezerwowany na zajęcia przygotowujące mnie do turnieju, a cały wczorajszy dzień spędziłam na treningu quidditcha – rano tata wziął mnie na lekcję indywidualną, a po południu ćwiczyliśmy całą drużyną Durmstrangu aż do wieczora. Nie było czasu, aby pogadać z Lilką. Ledwo co zamieniłam parę słów z Albusem, ale ten nic o problemie swojej siostry nie wspominał.

 – O, już jesteście! – wykrzyknęła pani Malfoy, kiedy pchnęłam drzwi do jadalni i stanęłam na progu. 

 – Tak, już jesteśmy – odpowiedział jej syn, siląc się na miły i uprzejmy ton głosu. Pospieszył mnie trochę ruchem ręki, więc posłusznie podeszłam szybciej do swojego poprzedniego miejsca przy stole.

 – Nie siadaj, Marybeth, będziemy się już zbierali. Robi się późno – poinformował mnie ojciec. Przytaknęłam na jego słowa krótkim ruchem głowy, układając dłonie na oparciu krzesła. Momentalnie przypomniało mi to sesję zdjęciową dla „Famy” i fotografię, która tak strasznie mi się spodobała. Gdyby nie fakt, że siedziałam na niej na kolanach Jamesa, zapewne w akcie uwielbienia dla min całej naszej trójki, powiesiłabym ją nad łóżkiem.

 – Tak szybko? Przecież możecie jeszcze zostać! – W trakcie mojej nieobecności pani Malfoy i mój ojciec musieli przejść na „ty”. – Zaraz zawołam skrzata, przyniesie trochę więcej ciasteczek i herbaty! – zaczęła zapewniać pani domu, wciąż się przy tym uśmiechając.

 – Nie możemy, Astorio. Muszę w końcu załatwić jakiegoś sędzię na mecz Durmstrang-Hogwart, bo ostatnio zarzucono mi, że nie mogę tego sędziować. Zastanawiam się dlaczego. Nie zamierzam oszukiwać, aby moja drużyna wygrała – zastrzegł od razu ojciec, wzruszając ramionami. – Najwyższa pora, abym napisał te listy z prośbami już dziś – dodał po chwili tata, podnosząc się z krzesła.

 – To niech Marybeth zostanie. Przecież jutro Dracon aportuje się do Durmstrangu razem ze Scorpiusem. Mary też może odstawić.

Słowa pani Malfoy niezmiernie mnie zaskoczyły. Po co miałabym niby zostawać na noc u Mafoyów? Przecież przyjechaliśmy z ojcem tylko na durny obiad. Można mnie było podpiąć pod „osobę towarzyszącą”. Na dobrą sprawę ojciec mógł przyjechać tutaj sam.

 – Nie, nie będziemy robić problemu. Innym razem – rzucił mój ojciec, starając się za wszelką cenę unikać mojego pytającego spojrzenia. Już kierował się do wyjścia z jadalni, kiedy odezwał się jeszcze pan Malfoy:

 – To naprawdę żaden problem. Młodzi powinni spędzać teraz ze sobą wiele czasu. Dobrze, by było, aby się lepiej poznali. W szkolę nie zawsze jest na to czas i sposobność.

Widząc, że nie uzyskam żadnej odpowiedzi od ojca, jeszcze bardziej zdziwiona, rozdrażniona i zdenerwowana spojrzałam w kierunku Scorpiusa, który siedział teraz przy stole i wpatrywał się w porcelanową filiżankę, jakby nie mógł od niej oderwać wzroku.

 – Masz rację, Draconie. Myślę jednak, że powinno być to z góry zaplanowane. Może za tydzień? – zaproponował tata. Wtedy już nie wytrzymałam. Wybuchłam, czując, że emocje wypływają ze mnie niczym gorąca lawa.

 – Czy ktoś zechce mi wytłumaczyć, co się tutaj dzieje?! – podniosłam głos, unosząc lekko ręce do góry. W tej samej chwili Scorpius podniósł na mnie zaskoczony wzrok, jakbym zrobiła największe głupstwo świata, a jego rodzice wlepili w mojego ojca pytające spojrzenie.

 – Chyba nie chcesz nam powiedzieć, że Marybeth nic nie wie? – spytał pan Malfoy, wskazując na mnie dłonią. Ojciec przełknął głośno ślinę. Zrobiło mu się trochę głupio. Odczekał moment, podczas którego wymieniał porozumiewawcze spojrzenia ze starszymi Malfoyami, aż w końcu zwrócił się w moim kierunku.

 – Marybeth, wspólnie z państwem Malfoy postanowiliśmy, że ty i Scorpius…

Już wiedziałam, co chce powiedzieć.

 – No chyba sobie żartujesz – szepnęłam wręcz niedosłyszalnie, ledwo co poruszając wargami.

 – … pobierzecie się w następnym roku, zachowując czystą krew rodu Krumów i Malfoyów.

Zrobiło mi się w tej chwili tak niesamowicie słabo, że zamknęłam oczy i zaczęłam ciężko oddychać. Poczułam, jak uginają się pode mną nogi, a od wewnętrznej ściany czaszki ktoś chce się przewiercić na wylot.

Zanim upadłam na drogie porcelany, które stały za mną na drewnianym regale, w porę złapał mnie pan Malfoy.

~ * ~

Przemierzałam znów tę samą drogę co parę godzin temu, pokonując odległość dzielącą wydzielone pole aportacji do drzwi zamku. Śniegu napadało znacznie więcej, lecz i tym razem szedł przede mną ojciec, który odgarniał białą pierzynę na bok skutecznym zaklęciem. Niestety, mimo wszystko moje buty były znów całkowicie przemoczone, przez co robiło mi się już przeraźliwie zimno.

Oddychałam ciężko, próbując nie wybuchnąć. Sama nie wiedziałam czy płaczem, czy gniewem. Byłam na skraju emocjonalnego rozerwania i ostatnią rzeczą, której oczekiwałam, był fakt, że mój tata przerwie tak potrzebną mi ciszę.

 – Mary… – zaczął delikatnie, kiedy dochodziliśmy już do zamku. Gdybym nie była w tym momencie w tak okropnym stanie, zaskoczyłaby mnie jego zmiana tonu głosu.

 – Ciebie chyba popieprzyło! Co ty sobie wyobrażasz, co?! Że będziesz szukać mi męża?! A czy tobie ktoś wskazał żonę? Nie! Dałeś się tylko omamić jakiejś jebanej wili, która traktowała cię jak zabawkę! A teraz co? Bawisz się w swatkę? – zaczęłam wrzeszczeć, a z moich oczu pociekły wielkie łzy. Zapłakałam gorzko, czując bezsilność, jaka mnie otaczała. Miałam ochotę rzucać na oślep zaklęciami albo roztrzaskiwać szklane przedmioty. Wiązałam wielkie nadzieje z opuszczeniem szkoły. Miałam nadzieję, że po Durmstangu zainteresuje się mną jakaś drużyna quidditcha, w której się odnajdę. A nawet jeśli nikt nie chciałby mieć mnie w zespole, nie miałam powodów do rozpaczy. Znałam dobrze język angielski, więc nic nie stało na przeszkodzie, abym podjęła jakieś studia w Wielkiej Brytanii i tam już została. Nawet ojciec coś przebąkiwał o tamtejszym magicznym uniwersytecie. A teraz co? Już o wszystkim zapomniał?

Spojrzałam w jego kierunku oczami pełnymi łez. Ledwo co widziałam przez słone krople gromadzące się pod moimi powiekami. Ojciec wydawał się trochę smutny i przygnębiony. Ale nie interesowały mnie teraz jego uczucia, choć bardzo zdziwiłam się, gdy nie ugasił mojej złości surowym tonem. Rozpoczął zamiast tego cicho:

 – Nie mów tak o mamie. Ona cię urodziła. Po prostu taka była jej natura, że…

 – Bronisz tej surogatki?! – warknęłam groźnie, nie poznając samej siebie. Byłam pewna, że gdyby nie fakt, iż głównie targała mną rozpacz, balansowałabym na granicy korzystania z wilowatych uroków. – Zrozum, że to nie jest moja matka! Nigdy nie miałam matki! Miałam za to ojca, który powinien wiedzieć najlepiej, co jest dla mnie dobre! Tym bardziej, że został wiecznym kawalerem! I ten wieczny kawaler śmie wybierać dla mnie męża, podczas gdy mam dopiero siedemnaście lat! – darłam się na całe gardło, nie mogąc się zmusić do przyciszenia nieco tonu głosu. Byłam pewna, że niedługo z okien zaczną wychylać się uczniowie zainteresowani aferą przed wejściem do zamku.

 – Przepraszam, Mary. - Usłyszałam jeszcze cichy, wręcz niedosłyszalny szept taty, zanim ten otworzył wielkie drzwi prowadzące do głównego korytarza Durmstrangu. Po chwili ojciec zniknął za wrotami, zostawiając mnie przed wejściem samą. Oparłam głowę o wielki filarach i wybuchłam jeszcze większym płaczem niż przedtem. Z nieba wciąż prószył śnieg, choć mniejszy od tego, który padał, gdy deportowaliśmy się do Malfoyów. Miałam na powrót przemoczone włosy i buty, a wiatr, pomimo długości mojego płaszcza, zaczął muskać moje nogi swoimi lodowatymi palcami. Mimo wszystko nie miałam siły się ruszyć. Czułam jak moje życie przerastało mnie z minuty na minutę.

Nie zwróciłam nawet uwagi na to, jak zachowywał się mój ojciec po całym tym cholernym spotkaniu z Malfoyami. Dopiero potem zdałam sobie sprawę, że stał się taki jakby… delikatniejszy? Uważający na to, co mówi? Za to ja w przeciwieństwie do niego w ten jeden wieczór nie stroniłam od ostrych słów. Tłumione przedtem emocje wzięły nade mną górę. Nie było czasu zastanawiać się, czy można sobie pozwolić na jedno zdanie więcej czy mniej. Miałam nawet wrażenie, że to nie ja decydowałam teraz o tym, co wyjdzie z moich ust. Decydował o tym jakiś potwór, który mieszkał wewnątrz mnie i wyżerał w tej chwili ostatnie cząstki mojego człowieczeństwa, zamieniając mnie w paskudną, wredną i nie stroniącą od słów wilę. Choć na ten jeden moment.

Wiedziałam, czym rządzą się zasady czystokrwistych czarodziejskich rodów. Należało to przyznać otwarcie: byliśmy na tyle zacofani i gorsi od mugoli, że to rodzice wciąż wybierali nam partnerów na dalsze życie, choć uważaliśmy się za osoby idące z duchem nowoczesności. Myślałam jednak, że w rodzinie Krumów to ojciec przerwał tę tradycję, kiedy w końcu skończył bez żony i z dzieckiem do wychowania. Miałam nadzieję, że skoro on nie ożenił się z kobietą, którą wybrałby mu ojciec wraz z matką, i ja nie będę musiała wychodzić za mężczyznę, którego on wskaże.

Nie mogłam się bardziej mylić.

Jak można zmusić kogoś do ślubu?! Zaplanować komuś życie bez jego wiedzy? Zrobić coś za jego plecami, aby ten ktoś tak straszliwie cierpiał?

I dlaczego, do jasnej cholery, ojciec wybrał akurat Scorpiusa Malfoya?

Od razu wiedziałam, że nigdy nie polubię tego chłopaka. Owszem, był przystojny i podobał się dziewczynom, ale wygląd o wszystkim nie decydował. Moim zdaniem, Scorpiusa cechowała głównie wredota, cynizm i arogancja, której po prostu nie potrafiłam znieść. Chłopak czuł się lepszy od innych i w jego mniemaniu wszystko mu się należało. Miał trudny charakter i ironiczny styl mówienia, co niesamowicie mnie drażniło. Krępowała mnie każda minuta spędzona w jego towarzystwie i, o ile w przypadku innych osób zawsze wiedziałam, że to uczucie zmieni się w trakcie częstszego przebywania we wspólnym towarzystwie, o tyle w przypadku moim i Scorpiusa nie wróżyłam takiego zakończenia.

Choć może znaliśmy się zbyt krótko? Może rzeczywiście potrzebowałam czasu, aby przynajmniej stwierdzić, czy można dać nam jakiś cień szansy na polubienie? Nie potrafiłam teraz o tym myśleć. W głowie nie mieściło mi się, że chłopak, którego poznałam dopiero dziś, miałby w następnym roku zostać moim mężem.

Czułam się w tej chwili jak więzień, którego z jednego więzienia, chcą oddać pod nadzór drugiego. I czułam, że podczas takich przeprowadzek najłatwiej uciec.

 

* Potter to po angielsku garnek.


~*~

Dziś bez filmu, bo straciłam głos <3 Biegaliśmy w piątek w deszczu i zimnie na 600m, a ja nie miałam bluzy. Jak jutro odzyskam głos, to dogram film, bo pewnie do jutra zbyt wiele osób tego rozdziału nie przeczyta, ale teraz nie byłoby sensu tego robić, bo słabo byście mnie pewnie zrozumieli ;)

Zaaktualizowałam w końcu zakładki, yeah! Tylko „linków” nie zdążyłam. Ogółem to szczególnie zapraszam do „listy BBC”.

Otrzymałam również zwiastun od Lyry Parkinson (to właśnie dla niej i dla Adary, która też przyczyniła się do powstania zwiastuna, zadedykowany jest ten rozdział!)! Jeny, strasznie mi się podoba i oglądałam go chyba z milion razy. Do obejrzenia tutaj:

 
 

ZNICZE