~ Pih,
„Powrócisz"
~ * ~
Pachniało
deszczem. Złapałam się na tym, że dwa czy trzy razy wciągnęłam mocniej
powietrze przez nos, aby zapamiętać dokładniej ten zapach. Tak rzadko go w
końcu doświadczałam. Jeśli w Durmstrangu cokolwiek spadało na ziemię, to był to
albo śnieg, albo rzeczy, które chłopaki wyrzucali dla zabawy swoim kolegom z
okien.
Okolica należała do
spokojnych miejsc. Znajdowało się tu tylko parę domostw, może z osiem czy
dziewięć, i w większości musiały być one w posiadaniu czarodziei – nie
wyobrażam sobie, aby tak szanowana rodzina jak Malfoyowie zamieszkała na
mugolskim osiedlu. Jedynymi osobami, jakie spotkaliśmy ze Scorpiusem na swojej
drodze, była miło uśmiechająca się do mnie staruszka niosąca ze sobą koszyk, z
którego wystawała głowa żywo zainteresowanego światem kota, oraz około
dwudziestopięcioletni chłopak z burzą brązowych loków na głowie. Ten ostatni
podniósł pogodnie rękę w kierunku Scorpiusa na przywitanie, a jego kąciki ust
uniosły się delikatnie. W odpowiedzi mój towarzysz przytaknął jedynie na jego
zabiegi krótkim i zdecydowanym ruchem głowy, a pod nosem mruknął:
– Parszywy mugol.
To było pierwsze zdanie,
które zostało wypowiedziane podczas naszego spaceru. Okey, może wypowiedź
Scorpiusa nie zawierała nawet czasownika, ale ja miałam niemały powód do dumy.
Nikt nie mógł mi zarzucić, że szłam z zupełnej ciszy!
Milczenie, które zawisło
pomiędzy mną i chłopakiem, było krępujące, ale podejrzewałam, że nie mniej niż
ewentualna rozmowa, która mogłaby się między nami utworzyć. Wolałam, abyśmy nie
próbowali przerywać ciszy, bo wątpiłam, byśmy mieli w jakiejkolwiek kwestii te
same zdania. Różniliśmy się i nie miałam co do tego żadnych wątpliwości, choć z
wyglądu można nas nawet uznać za rodzeństwo: cechował nas podobny kolor włosów
(choć kosmyki Malfoya mimo wszystko zdawały się jaśniejsze), taki sam prosty
nos, blada karnacja i wysoki wzrost.
Zamiast zastanawiać się
nad adekwatnymi tematami do rozmowy, zaczęłam dalej wdychać świeże powietrze,
porównując zapach deszczu do świeżo skoszonej trawy i dopiero co rozpakowanej
czekolady miętowej z cukierni na Ukrytej. Naprawdę żałowałam, że w Durmstrangu
przez większą część roku padał śnieg. Zdecydowanie bardziej wolałabym deszcz; biały
puch zdążył mi już dawno zbrzydnąć. Chyba trochę racji miał ten, kto powiedział
kiedyś, że zawsze pragniemy rzeczy odwrotnych niż te, które posiadamy.
– Z garami* jesteś bardziej rozmowna – odezwał
się nagle Scorpius, prezentując mi swój cyniczny i ironiczny ton głosu. Kiedy
do mnie mówił, nie spojrzał nawet w moją stronę, a jedynie wbił wzrok w jakiś
element rysujący się kilkanaście metrów przed nami.
– Mamy wspólne tematy – zauważyłam grzecznie,
próbując nie odpowiadać tym samym tonem co mój rozmówca.
– Gotowanie? – prychnął śmiechem Malfoy,
kopiąc z całej siły Merlinowi ducha winny i leżący na drodze kamień. – Ach,
przepraszam, zapomniałem! W końcu ty jesteś reprezentantką i pierworodny gar
nad garami również nim jest! Może więc porozmawiajmy o Turnieju Trójmagicznym?
– zasugerował złośliwie, wreszcie spoglądając w moją stronę.
– Błaźnisz się. Twoje zaczepki są naprawdę żałosne.
– Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nie byłam dobra w ripostowaniu. A szkoda, bo
teksty Malfoya nie były najmocniejsze.
– Oj, kochanie, ja nie
chcę się wdawać z tobą w żadną kłótnię. Chcę tylko o czymś porozmawiać. To
zakazane?
– Na razie nie pokazujesz, że chciałbyś
pogadać – odparłam trafnie, przygryzając dolną wargę.
– Jesteś po prostu słabym obserwatorem –
zaśmiał się pod nosem. – Na przykład nie zauważasz, że prowadzę cię właśnie w kierunku
lasu. Nikogo tu już nie ma, zapada zmrok. Jak myślisz, po co to robię? –
uśmiechnął się pod nosem. Zmarszczyłam lekko brwi i rzeczywiście zauważyłam, w
jaką stronę się kierujemy. Powstrzymałam się od obejrzenia za siebie, aby
sprawdzić, czy zgodnie ze słowami chłopaka nikt za nami nie idzie. W sumie nie
miałam powodów, aby zacząć się bać. Byłam pełnoletnią czarownicą i miałam zupełne
prawo używać czarów. W tym rąbnąć jakimś zaklęciem kogoś, kto na to zasługiwał.
– Idziemy po prostu przed siebie, bo twoi
rodzice kazali ci wyjść, a ty ich
posłuchałeś, Malfoy – mruknęłam, choć mimowolnie sięgnęłam do kieszeni… Ach,
właśnie! Nie miałam kieszeni.
Nie miałam różdżki. Została
w płaszczu.
Wtedy spanikowałam.
Zatrzymałam się nagle w
połowie drogi i przez moment wahałam się, co mam zrobić. Moje mieszane odczucia
nie uszły uwadze Scorpiusa.
– Wiesz, jak się boisz, to szklą ci się oczy i
puszą włosy. To drugie powinno się chyba objawiać, jak się zdenerwujesz,
prawda? – spytał chłopak. Przeklinałam się w tym momencie w duchu, że nie
wzięłam ze sobą różdżki. Ale z drugiej strony, gdzie miałam ją trzymać? W
zębach? Jednak szkolne szaty były pod tym względem praktyczne – miały duże
kieszenie po bokach.
Nie odpowiedziałam na
durną zaczepkę chłopaka, a jedynie odwróciłam się na pięcie i zrobiłam krok do
przodu.
– Hola, hola, ja jeszcze nie skończyłem. –
Poczułam silne szarpnięcie do tyłu. Malfoy złapał mnie za koszulę i pociągnął w
swoją stronę, przez co straciłam równowagę, i tylko jakimś cudem uchroniłam się
od upadku. Kiedy chłopak zacisnął dłoń na materiale, uchwycił też trochę moich
włosów, które teraz nieświadomie wyrwał, sprawiając mi ból. Syknęłam w
odpowiedzi i spojrzałam na blondyna, który trzymał mnie za koszulę niczym za
kark i wpatrywał się we mnie szarymi tęczówkami jak opętany.
– Malfoy, pu…
– Spokojnie, chciałem cię tylko nastraszyć –
zaśmiał się chłopak i byłam wręcz przekonana, że musiałam wyglądać tak, jakbym
zobaczyła w tej chwili tuzin dementorów. Scorpius puścił materiał i ułożył swoją
rękę wzdłuż ciała.
– Wcale się nie bałam. Wiedziałam, że mi nic
nie zrobisz – odparłam, siląc się na twardy ton głosu. Nie potrafiłam jednak kłamać.
– Tak, tak. Doskonale o tym wiem – potwierdził
moje słowa Malfoy i, jak gdyby nigdy nic, ruszył ni to wolnym, ni szybkim chodem
w kierunku domu. Prędko do niego dołączyłam.
Drogę powrotną
pokonaliśmy w ciszy. Znów tej krępującej, ale i znów zdecydowanie lepszej od
rozmowy. Kątem oka zauważyłam, że co jakiś regularny czas Scorpius uśmiecha się
ironicznie pod nosem, jakby przygotowywał dla mnie jakąś złośliwość. Okey,
mogłam się przyznać. Wtedy pod lasem rzeczywiście miałam czarne myśli, kiedy
dotarło do mnie, że moja różdżka leży teraz w kieszeni płaszcza.
Gdy wchodziliśmy już na
teren posiadłości Malfoyów, odetchnęłam z ulgą. Kończyłam ten spacer z
przyjemnością, woląc powrócić do nudnego wsłuchiwania się w rozmowę mojego taty
i ojca Scorpiusa. Wytarłam jeszcze starannie nieswoje buty o wycieraczkę i
weszłam do holu, aby ściągnąć je z nóg. Były mi całkiem dobre, nie mogłam na
nie narzekać. Wręcz nie zauważałam tego, że są o pół rozmiaru za duże.
W końcu ściągnęłam też z
siebie grubą flanelową koszulę. Dopiero w zamkniętym pomieszczeniu poczułam, że
pachnie silną, ale całkiem ładną wodą kolońską. Zapachy męskich perfum mogłam
już oceniać zawodowo. Czułam je na korytarzach Durmstrangu od najmłodszych lat.
– Jak
już wrócisz do Durmstrangu, pozdrów ode mnie rdzawego gara – mruknął jeszcze w moim kierunku Scorpius,
zanim weszliśmy do jadalni. – Przed moim piątkowym opuszczeniem Durmstrangu,
zorganizowałem jej pożegnalną grę terenową po zamku „Odnajdź swoje podręczniki”,
żeby nie tęskniła za mną przez weekend. Z początku nie myślałem, że ona będzie na
serio szukała tych książek; sądziłem, że pobiegnie ze skargą do swojego tatusia.
Ale sprawiła mi miłą niespodziankę. Możesz dodać, że za ten ubaw będę jej
wdzięczny do końca życia – dodał wrednie, schylając się lekko nad moim uchem.
Nie miałam pojęcia, że Lily w piątek miała przez Malfoya zaplanowane popołudnie.
Zresztą mój piątkowy wieczór został zarezerwowany na zajęcia przygotowujące
mnie do turnieju, a cały wczorajszy dzień spędziłam na treningu quidditcha – rano
tata wziął mnie na lekcję indywidualną, a po południu ćwiczyliśmy całą drużyną
Durmstrangu aż do wieczora. Nie było czasu, aby pogadać z Lilką. Ledwo co
zamieniłam parę słów z Albusem, ale ten nic o problemie swojej siostry nie
wspominał.
– O, już jesteście! – wykrzyknęła pani Malfoy,
kiedy pchnęłam drzwi do jadalni i stanęłam na progu.
– Tak, już jesteśmy – odpowiedział jej syn,
siląc się na miły i uprzejmy ton głosu. Pospieszył mnie trochę ruchem ręki,
więc posłusznie podeszłam szybciej do swojego poprzedniego miejsca przy stole.
– Nie siadaj, Marybeth, będziemy się już zbierali.
Robi się późno – poinformował mnie ojciec. Przytaknęłam na jego słowa krótkim
ruchem głowy, układając dłonie na oparciu krzesła. Momentalnie przypomniało mi
to sesję zdjęciową dla „Famy” i fotografię, która tak strasznie mi się
spodobała. Gdyby nie fakt, że siedziałam na niej na kolanach Jamesa, zapewne w
akcie uwielbienia dla min całej naszej trójki, powiesiłabym ją nad łóżkiem.
– Tak szybko? Przecież możecie jeszcze zostać!
– W trakcie mojej nieobecności pani Malfoy i mój ojciec musieli przejść na
„ty”. – Zaraz zawołam skrzata, przyniesie trochę więcej ciasteczek i herbaty! –
zaczęła zapewniać pani domu, wciąż się przy tym uśmiechając.
– Nie możemy, Astorio. Muszę w końcu załatwić
jakiegoś sędzię na mecz Durmstrang-Hogwart, bo ostatnio zarzucono mi, że nie
mogę tego sędziować. Zastanawiam się dlaczego. Nie zamierzam oszukiwać, aby
moja drużyna wygrała – zastrzegł od razu ojciec, wzruszając ramionami. – Najwyższa
pora, abym napisał te listy z prośbami już dziś – dodał po chwili tata,
podnosząc się z krzesła.
– To niech Marybeth zostanie. Przecież jutro
Dracon aportuje się do Durmstrangu razem ze Scorpiusem. Mary też może odstawić.
Słowa pani Malfoy
niezmiernie mnie zaskoczyły. Po co miałabym niby zostawać na noc u Mafoyów?
Przecież przyjechaliśmy z ojcem tylko na durny obiad. Można mnie było podpiąć
pod „osobę towarzyszącą”. Na dobrą sprawę ojciec mógł przyjechać tutaj sam.
– Nie, nie będziemy robić problemu. Innym
razem – rzucił mój ojciec, starając się za wszelką cenę unikać mojego
pytającego spojrzenia. Już kierował się do wyjścia z jadalni, kiedy odezwał się
jeszcze pan Malfoy:
– To naprawdę żaden problem. Młodzi powinni
spędzać teraz ze sobą wiele czasu. Dobrze, by było, aby się lepiej poznali. W
szkolę nie zawsze jest na to czas i sposobność.
Widząc, że nie uzyskam
żadnej odpowiedzi od ojca, jeszcze bardziej zdziwiona, rozdrażniona i
zdenerwowana spojrzałam w kierunku Scorpiusa, który siedział teraz przy stole i
wpatrywał się w porcelanową filiżankę, jakby nie mógł od niej oderwać wzroku.
– Masz rację, Draconie. Myślę jednak, że
powinno być to z góry zaplanowane. Może za tydzień? – zaproponował tata. Wtedy
już nie wytrzymałam. Wybuchłam, czując, że emocje wypływają ze mnie niczym gorąca
lawa.
– Czy ktoś zechce mi wytłumaczyć, co się tutaj
dzieje?! – podniosłam głos, unosząc lekko ręce do góry. W tej samej chwili
Scorpius podniósł na mnie zaskoczony wzrok, jakbym zrobiła największe głupstwo
świata, a jego rodzice wlepili w mojego ojca pytające spojrzenie.
– Chyba nie chcesz nam powiedzieć, że Marybeth
nic nie wie? – spytał pan Malfoy, wskazując na mnie dłonią. Ojciec przełknął
głośno ślinę. Zrobiło mu się trochę głupio. Odczekał moment, podczas którego
wymieniał porozumiewawcze spojrzenia ze starszymi Malfoyami, aż w końcu zwrócił
się w moim kierunku.
– Marybeth, wspólnie z państwem Malfoy
postanowiliśmy, że ty i Scorpius…
Już wiedziałam, co chce
powiedzieć.
– No chyba sobie żartujesz – szepnęłam wręcz
niedosłyszalnie, ledwo co poruszając wargami.
– … pobierzecie się w następnym roku,
zachowując czystą krew rodu Krumów i Malfoyów.
Zrobiło mi się w tej
chwili tak niesamowicie słabo, że zamknęłam oczy i zaczęłam ciężko oddychać. Poczułam,
jak uginają się pode mną nogi, a od wewnętrznej ściany czaszki ktoś chce się
przewiercić na wylot.
Zanim upadłam na drogie
porcelany, które stały za mną na drewnianym regale, w porę złapał mnie pan
Malfoy.
~ * ~
Przemierzałam
znów tę samą drogę co parę godzin temu, pokonując odległość dzielącą wydzielone
pole aportacji do drzwi zamku. Śniegu napadało znacznie więcej, lecz i tym
razem szedł przede mną ojciec, który odgarniał białą pierzynę na bok skutecznym
zaklęciem. Niestety, mimo wszystko moje buty były znów całkowicie przemoczone,
przez co robiło mi się już przeraźliwie zimno.
Oddychałam ciężko,
próbując nie wybuchnąć. Sama nie wiedziałam czy płaczem, czy gniewem. Byłam na
skraju emocjonalnego rozerwania i ostatnią rzeczą, której oczekiwałam, był
fakt, że mój tata przerwie tak potrzebną mi ciszę.
– Mary… – zaczął delikatnie, kiedy
dochodziliśmy już do zamku. Gdybym nie była w tym momencie w tak okropnym stanie,
zaskoczyłaby mnie jego zmiana tonu głosu.
– Ciebie chyba popieprzyło! Co ty sobie
wyobrażasz, co?! Że będziesz szukać mi męża?! A czy tobie ktoś wskazał żonę?
Nie! Dałeś się tylko omamić jakiejś jebanej wili, która traktowała cię jak
zabawkę! A teraz co? Bawisz się w swatkę? – zaczęłam wrzeszczeć, a z moich oczu
pociekły wielkie łzy. Zapłakałam gorzko, czując bezsilność, jaka mnie otaczała.
Miałam ochotę rzucać na oślep zaklęciami albo roztrzaskiwać szklane przedmioty.
Wiązałam wielkie nadzieje z opuszczeniem szkoły. Miałam nadzieję, że po
Durmstangu zainteresuje się mną jakaś drużyna quidditcha, w której się odnajdę.
A nawet jeśli nikt nie chciałby mieć mnie w zespole, nie miałam powodów do
rozpaczy. Znałam dobrze język angielski, więc nic nie stało na przeszkodzie,
abym podjęła jakieś studia w Wielkiej Brytanii i tam już została. Nawet ojciec
coś przebąkiwał o tamtejszym magicznym uniwersytecie. A teraz co? Już o
wszystkim zapomniał?
Spojrzałam w jego
kierunku oczami pełnymi łez. Ledwo co widziałam przez słone krople gromadzące
się pod moimi powiekami. Ojciec wydawał się trochę smutny i przygnębiony. Ale
nie interesowały mnie teraz jego uczucia, choć bardzo zdziwiłam się, gdy nie ugasił
mojej złości surowym tonem. Rozpoczął zamiast tego cicho:
– Nie mów tak o mamie. Ona cię urodziła. Po
prostu taka była jej natura, że…
– Bronisz tej surogatki?! – warknęłam groźnie,
nie poznając samej siebie. Byłam pewna, że gdyby nie fakt, iż głównie targała
mną rozpacz, balansowałabym na granicy korzystania z wilowatych uroków. –
Zrozum, że to nie jest moja matka! Nigdy nie miałam matki! Miałam za to ojca,
który powinien wiedzieć najlepiej, co jest dla mnie dobre! Tym bardziej, że
został wiecznym kawalerem! I ten wieczny kawaler śmie wybierać dla mnie męża,
podczas gdy mam dopiero siedemnaście lat! – darłam się na całe gardło, nie
mogąc się zmusić do przyciszenia nieco tonu głosu. Byłam pewna, że niedługo z
okien zaczną wychylać się uczniowie zainteresowani aferą przed wejściem do
zamku.
– Przepraszam, Mary. - Usłyszałam jeszcze
cichy, wręcz niedosłyszalny szept taty, zanim ten otworzył wielkie drzwi
prowadzące do głównego korytarza Durmstrangu. Po chwili ojciec zniknął za
wrotami, zostawiając mnie przed wejściem samą. Oparłam głowę o wielki filarach
i wybuchłam jeszcze większym płaczem niż przedtem. Z nieba wciąż prószył śnieg,
choć mniejszy od tego, który padał, gdy deportowaliśmy się do Malfoyów. Miałam
na powrót przemoczone włosy i buty, a wiatr, pomimo długości mojego płaszcza,
zaczął muskać moje nogi swoimi lodowatymi palcami. Mimo wszystko nie miałam
siły się ruszyć. Czułam jak moje życie przerastało mnie z minuty na minutę.
Nie zwróciłam nawet
uwagi na to, jak zachowywał się mój ojciec po całym tym cholernym spotkaniu z
Malfoyami. Dopiero potem zdałam sobie sprawę, że stał się taki jakby…
delikatniejszy? Uważający na to, co mówi? Za to ja w przeciwieństwie do niego w
ten jeden wieczór nie stroniłam od ostrych słów. Tłumione przedtem emocje
wzięły nade mną górę. Nie było czasu zastanawiać się, czy można sobie pozwolić
na jedno zdanie więcej czy mniej. Miałam nawet wrażenie, że to nie ja
decydowałam teraz o tym, co wyjdzie z moich ust. Decydował o tym jakiś potwór,
który mieszkał wewnątrz mnie i wyżerał w tej chwili ostatnie cząstki mojego
człowieczeństwa, zamieniając mnie w paskudną, wredną i nie stroniącą od słów
wilę. Choć na ten jeden moment.
Wiedziałam, czym rządzą się
zasady czystokrwistych czarodziejskich rodów. Należało to przyznać otwarcie:
byliśmy na tyle zacofani i gorsi od mugoli, że to rodzice wciąż wybierali nam
partnerów na dalsze życie, choć uważaliśmy się za osoby idące z duchem
nowoczesności. Myślałam jednak, że w rodzinie Krumów to ojciec przerwał tę
tradycję, kiedy w końcu skończył bez żony i z dzieckiem do wychowania. Miałam
nadzieję, że skoro on nie ożenił się z kobietą, którą wybrałby mu ojciec wraz z
matką, i ja nie będę musiała wychodzić za mężczyznę, którego on wskaże.
Nie mogłam się bardziej
mylić.
Jak można zmusić kogoś
do ślubu?! Zaplanować komuś życie bez jego wiedzy? Zrobić coś za jego plecami,
aby ten ktoś tak straszliwie cierpiał?
I dlaczego, do jasnej
cholery, ojciec wybrał akurat Scorpiusa Malfoya?
Od razu wiedziałam, że
nigdy nie polubię tego chłopaka. Owszem, był przystojny i podobał się dziewczynom,
ale wygląd o wszystkim nie decydował. Moim zdaniem, Scorpiusa cechowała głównie
wredota, cynizm i arogancja, której po prostu nie potrafiłam znieść. Chłopak
czuł się lepszy od innych i w jego mniemaniu wszystko mu się należało. Miał
trudny charakter i ironiczny styl mówienia, co niesamowicie mnie drażniło.
Krępowała mnie każda minuta spędzona w jego towarzystwie i, o ile w przypadku
innych osób zawsze wiedziałam, że to uczucie zmieni się w trakcie częstszego
przebywania we wspólnym towarzystwie, o tyle w przypadku moim i Scorpiusa nie
wróżyłam takiego zakończenia.
Choć może znaliśmy się
zbyt krótko? Może rzeczywiście potrzebowałam czasu, aby przynajmniej
stwierdzić, czy można dać nam jakiś cień szansy na polubienie? Nie potrafiłam
teraz o tym myśleć. W głowie nie mieściło mi się, że chłopak, którego poznałam
dopiero dziś, miałby w następnym roku zostać moim mężem.
Czułam się w tej chwili
jak więzień, którego z jednego więzienia, chcą oddać pod nadzór drugiego. I
czułam, że podczas takich przeprowadzek najłatwiej uciec.
* Potter to po angielsku garnek.
~*~
Dziś bez
filmu, bo straciłam głos <3 Biegaliśmy w piątek w deszczu i zimnie na 600m,
a ja nie miałam bluzy. Jak jutro odzyskam głos, to dogram film, bo pewnie do
jutra zbyt wiele osób tego rozdziału nie przeczyta, ale teraz nie byłoby sensu
tego robić, bo słabo byście mnie pewnie zrozumieli ;)
Zaaktualizowałam
w końcu zakładki, yeah! Tylko „linków” nie zdążyłam. Ogółem to szczególnie
zapraszam do „listy BBC”.
Otrzymałam
również zwiastun od Lyry Parkinson (to właśnie dla niej i dla Adary, która też
przyczyniła się do powstania zwiastuna, zadedykowany jest ten rozdział!)! Jeny,
strasznie mi się podoba i oglądałam go chyba z milion razy. Do obejrzenia
tutaj: